1. Wczoraj podczas konwencji w Katowicach, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński opisał tzw. system Tuska, który obowiązywał przez 7 lat jego rządzenia i rok rządów jego następczyni Ewy Kopacz.

System ten po pierwsze opierał się na politycznej zgodzie rządzących na grabieży majątku państwowego, nazywanej dla niepoznaki prywatyzacją, a przede wszystkim na „prywatyzacji” podatków, w szczególności podatku VAT.

W czasie tych 8-letnich rządów PO-PSL w ten sposób „zniknął” jednoroczny budżet państwa z tego okresu, czyli do prywatnych kieszeni w kraju , a także za granicą, popłynęła kwota około 300 mld zł.

Potwierdzają to zarówno ustalenia sejmowej komisji śledczej w sprawie VAT, w której sprawozdaniu wymieniana jest kwota około 260 mld zł uszczerbku w podatku VAT, podobne kwoty w odniesieniu do Polski, wymienia także Eurostat.

 

  1. Po drugie „system Tuska” to bezwzględne podporządkowanie się interesom Niemiec, a w konsekwencji także interesom Rosji, bo właśnie naszym zachodnim sąsiadom na tym szczególnie zależało.

Duża część niemieckiego sukcesu gospodarczego oparta była o znacznie niższe ceny surowców energetycznych (głównie gazu i ropy), które ten kraj kupował w Rosji i taniej sile roboczej, pochodzącej z Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Agresja Rosji na Ukrainę i konieczność nałożenia sankcji na agresora, spowodowała odcięcie Niemiec od tanich surowców i taniej siły roboczej i natychmiast w gospodarce tego kraju zaczęły się poważne kłopoty, które doprowadziły już do recesji, czyli spadku PKB w dwóch pierwszych kwartałach tego roku, prawdopodobnie cały rok 2023 zamknie się ostatecznie spadkiem PKB w niemieckiej gospodarce.

 

  1. Podporządkowanie Rosji pokazuje doskonale serial „Reset”, oparty na dokumentach z okresu rządów PO-PSL, odkrytych przez jego autorów prof. Sławomira Cenckiewicza i red. Michała Rachonia w archiwach KPRM, MSZ i kilku innych resortów.

Do niedawna znaliśmy tę uległość ówczesnego polskiego rządu wobec putinowskiej Rosji z materiałów dotyczących katastrofy samolotu pod Smoleńskiem, czy szkolenia polskich ambasadorów przez ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, ale wspomniany serial pokazuję tę uległość w każdym obszarze relacji z Rosją.          

Jak wynika z tych materiałów, doszło nawet do tego, że Tusk zrezygnował z amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Redzikowie, bo nie podobała się ona Putinowi, ba na żądanie Putina doszło nawet do aresztowań polskich kibiców, którzy przeciwstawili się agresji rosyjskich kibiców maszerujących przez Warszawę na Stadion Narodowy.

 

  1. Po trzecie wreszcie „system Tuska” to poważne ograniczenie działania demokracji, ograniczenie wolności mediów, czego najbardziej jaskrawym przykładem, było nasłanie przedstawicieli służb na redakcję „Wprost”, aby odzyskać nagrania kompromitujące rządzących z restauracji „Sowa i przyjaciele”.

To także ograniczanie praw opozycji i wręcz zapowiedzi jej anihilacji, z czym Tusk specjalnie się nie krył, zdecydował się nawet zapowiedzieć to podczas debaty sejmowej, kierując do Prawa i Sprawiedliwości zawołanie „wyginiecie jak dinozaury”.

Co więcej po powrocie Tuska do polskiej polityki jego zapowiedzi łamania demokracji idą jeszcze dalej, ba zapowiada on wręcz rozwiązania siłowe w stosunku do najważniejszych instytucji państwa.

To właśnie Tusk zapowiedział, że gdy Platforma zacznie rządzić, „silni ludzie” wyprowadzą z budynku prezesa Narodowego Banku Polskiego, czy prezes Trybunału Konstytucyjnego, a telewizja publiczna zostanie „rozgoniona na cztery wiatry”.

 

  1. W tej sytuacji nie można pozwolić na powrót „systemu Tuska”, bo wróci grabież majątku państwowego i finansów publicznych, a także podległość Niemcom , a w konsekwencji i Rosji , bo nasi zachodni sąsiedzi, aż „przebierają nogami” do powrotu do interesów z Rosją.

W tej sytuacji jak podsumował prezes Kaczyński, aby „system Tuska” nie powrócił, konieczne jest głosowanie na kandydatów z list numer 4 i udział w referendum, a także odpowiedź na cztery pytania referendalne 4xNIE.

  1. To jest wręcz nieprawdopodobne, że człowiek który przez 7 lat był premierem Polski, a później przez kolejne 5 lat przewodniczącym Rady Europejskiej jest w stanie tak konfabulować i kłamać.

Gdy tylko został przysłany z powrotem do polskiej polityki z Brukseli w czerwcu 2021 roku zasłynął opowieścią wygłoszoną do swoich zwolenników w Stargardzie w województwie zachodniopomorskim, że to premier Ewa Kopacz przygotowała w 2015 roku „coś podobnego do 500 plus”, ale nie zdążyła tego programu wprowadzić, bo Platforma przegrała wybory.

Nawet zwolennicy Platformy zgromadzeni na tym spotkaniu byli skonfundowani, ponieważ pamiętali jak Ewa Kopacz, kiedy Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło program „Rodzina 500 plus”, będąc jeszcze w opozycji, odżegnywała się od niego twierdząc, że jeżeli będzie realizowany, Polska będzie bankrutem, tak jak Grecja.

 

  1. Kilka dni temu na spotkaniu z mieszkańcami Elbląga, Tusk stwierdził niespodziewanie dla samych jego zwolenników, że jego rząd w 2014 roku przyjął program realizacji przekopu Mierzei Wiślanej i rozbudowy portu w tym mieście, a cała inwestycja miała zakończyć się w 2020 roku.

Tyle tylko, że w internecie natychmiast pojawiły się jego wypowiedzi z okresu kiedy był premierem, że na tym pomyśle ogłoszonym przez Prawo i Sprawiedliwość jeszcze w 2006 roku, nie zostawiał suchej nitki.

Twierdził, że to pomysł nieracjonalny ekonomicznie, na miarę odwracania biegu rzek przez Stalina i prześmiewczo, zalecał politykom Prawa i Sprawiedliwości kąpiel w zimnych wodach Zalewu Wiślanego w ramach otrzeźwienia.

 

  1. Przypomnijmy, że to rząd Prawa i Sprawiedliwości zaplanował i zrealizował inwestycję przekopu Mierzei Wiślanej z polskiego budżetu, słusznie zakładając, że jeżeli będzie chciał do tej inwestycji wykorzystać środki europejskie, to Platforma te inwestycję zablokuje w Brukseli.

W symbolicznym dniu 17 września 2022 roku, nastąpiło oddanie do użytku tej inwestycji, dokonane przez prezydenta Andrzeja Dudę, premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego i było to wydarzeniem znaczącym w kilku wymiarach.

Pierwszy to przełamanie swoistego imposybilizmu, państwo polskie pokazało, po raz pierwszy od wielu lat, że jest w stanie przygotować i zrealizować w krótkim czasie ważną inwestycję, mimo wielu przeciwności w tym głównie ze strony opozycji, a z jej motywacji także z Komisji Europejskiej.

Drugi to wielkie znaczenie regionalne, po zakończeniu pogłębienia kanału Elbląskiego i modernizacji portu, dzięki dostępowi do morza, Elbląg będzie czwartym ważnym polskim portem, co więcej będzie to silny bodziec rozwojowi dla całego regionu.

Trzeci to uniezależnienie się od Rosji, która do tej pory poprzez panowanie nad cieśniną Piławską, decydowała, kto może wpływać, a raczej znacznie częściej, kto nie może wpływać na Zalew Wiślany (po podpisaniu nowego porozumienia z Rosją przez rząd Tuska w 2009 roku, możliwości wpływu polskich jednostek na Zalew Wiślany ograniczono do absolutnego minimum).

 

  1. Przy takim wielowymiarowym znaczeniu tej inwestycji dla naszego kraju, protesty w sprawie jej realizacji ze strony opozycji, szczególnie polityków Platformy, mogły budzić nie tylko zdziwienie, ale kazały także stawiać otwarte pytania, kto skłania ją, do takich zachowań.

Te protesty na przestrzeni kilku lat, kiedy inwestycja była realizowana, przybierały różne formy od „dziwacznych” wypowiedzi jak np. marszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej „gdyby natura chciała, żeby tam był przekop Mierzei, to by był”, po aktywne blokowanie rozpoczęcia tej inwestycji przez organizacje ekologiczne motywowane przez polityków Platformy, po donosy do Brukseli o łamaniu norm środowiskowych.

Spodziewając się zresztą takich zachowań, jak już wyżej wspomniałem, rząd już na etapie planowania tej inwestycji zdecydował, że będzie ona finansowana wyłącznie ze środków z budżetu krajowego, aby nie doprowadzić do jej blokady poprzez zatrzymanie finansowania unijnego.

Mimo tego, odpowiadając na te donosy, trzeba było po wielokroć przekonywać Komisję Europejską, że inwestycja jest realizowana zgodnie z wymogami środowiskowymi, co także podwyższyło jej koszty, bowiem została zbudowana wielohektarowa sztuczna wyspa, aby ochronić miejsca lęgowe dla ptaków.

 

  1. Po tym intensywnym przeszkadzaniu w realizacji tej inwestycji przez polityków Platformy, Tusk ma czelność teraz twierdzić, że to oni ją zaplanowali, przygotowali finansowanie i chcieli realizować.

To szkodzenie zresztą trwa nadal, prezydent Elbląga związany z Platformą, blokuje modernizacje portu w Elblągu, którego jest właścicielem, mimo tego, że rząd zaoferował wejście kapitałowe do spółki portowej kwotą 100 mln zł, która byłaby przeznaczona na tę modernizację.

  1. Wczoraj GUS podał tzw. szybki szacunek inflacji we wrześniu, wyniosła ona 8,2% w ujęciu rok do roku i spadła aż o blisko 2 pkt procentowe w stosunku do odczytu z sierpnia, inflacja spadła także i to wyraźnie w ujęciu miesiąc do miesiąca inflacja, aż o 0,4 pkt procentowego i był to najwyższy spadek od stycznia 2016 roku.

Przypomnijmy, że w marcu mieliśmy do czynienia po raz pierwszy od wielu miesięcy ze spadkiem poziomu inflacji aż o 2,3 pkt procentowego, z najwyższego poziomu 18,4 % do 16,1%, w kwietniu o 1,4 punktu procentowego do 14,7%, w maju o 1,7% pkt procentowego do 13%, w czerwcu o 1,5 pkt procentowego do 11,5%, a w lipcu jak o 0,7 pkt. procentowego do 10,8% i w sierpniu o 0,7 pkt procentowego i we wrześniu  jak już wspomniałem o 1,9 pkt procentowego.

Sumarycznie w ciągu siedmiu miesięcy inflacja obniżyła się aż o 10,2 pkt procentowego i jest to wynik imponujący, pokazujący skuteczność polityki monetarnej NPB ale i fiskalnej rządu.

Wprawdzie poziom inflacji jest ciągle wysoki, ale dane z kolejnych siedmiu miesięcy, wyraźnie wskazują na to, że w polskiej gospodarce kontynuowany jest proces, który ekonomiści nazywają dezinflacją, zresztą dokładnie tak jak przewidzieli to ekonomiści Narodowego Banku Polskiego (NBP).

Gdy taką prognozę dotyczącą kształtowania się inflacji w naszym kraju, prezentował na początku marca prezes NBP prof. Adam Glapiński, wielu ekonomistów powątpiewało, że tak się stanie, ale po raz kolejny potwierdziło się, że polski bank centralny, ma najbardziej solidną grupę ekspercką w tym zakresie.

 

  1. Przypomnijmy, że na posiedzeniu na początku wrześniu Rada Polityki Pieniężnej, kierując się prognozą spadku inflacji w najbliższych miesiącach, zdecydowała się na głębokie cięcie stóp procentowych, aż o 75 pkt bazowych (rynek spodziewał się obniżki ale o 25 pkt bazowych).

Część ekonomistów krytykowała to cięcie stóp, ale RPP kierowała się własną prognozą spadku inflacji we wrześniu, głęboką jak się okazało wynoszącą blisko 2 pkt procentowe w ujęciu rocznym i najwyższą od kilku lat w ujęciu miesiąc do miesiąca.

Rada wysłała także sygnał, że jest zainteresowana nie tylko obniżaniem inflacji ale także wspieraniem gospodarki, która ze względu na wcześniejsze zacieśnienie polityki monetarnej odnotowała w dwóch olejnych kwartałach spadek PKB.

 

  1. Przypomnijmy także, że po wyraźnym spadku inflacji w ciągu ostatnich kilku miesięcy czołowi politycy Platformy nabrali wody w usta, choć wcześniej w każdej publicznej wypowiedzi, poruszali ten problem i „pomstowali” na rząd i prezesa banku centralnego.

Ba mieli recepty na jej szybkie zmniejszenie, sam przewodniczący Donald Tusk na jednym ze spotkań ze swoimi zwolennikami, pytany jak skutecznie walczyć z inflacją wypalił „należy wyraźnie ograniczyć wydatki budżetowe i zdecydowanie podnieść stopy procentowe” (a więc między innymi, zlikwidować wszystkie programy społeczne, podnieść wiek emerytalny).

To klasyczny pomysł polskich „liberałów”, zaciskanie pasa dla zwykłych ludzi i bardzo drogi pieniądz kredytowy, a więc kredyty, także te mieszkaniowe, dostępne tylko dla nielicznych.

 

  1. Takie działania były podejmowane podczas rządów Platformy, a ich skutkami było spowolnienie wzrostu gospodarczego, gwałtowny wzrost bezrobocia i masowa emigracja za pracą szczególnie młodych ludzi.

Z tych wypowiedzi wynika, że ludzi Platformy w tym jej przewodniczącego Donalda Tuska, nic to nie nauczyło, są gotowi powtórzyć tamte działania i otwarcie o tym nie tylko mówią, ale także przez swoich reprezentantów w RPP, próbują niestety, to także robić.

Miejmy nadzieję, że Polacy jednak nie pozwolą aby po raz kolejny doświadczać skutków tych eksperymentów, szczególnie w sytuacji kiedy zmaterializowała się właśnie prognoza prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego, że już we wrześniu tego roku, inflacja w Polsce na pewno będzie jednocyfrowa.

Po tym głębokim spadku inflacji we wrześniu i cięciu stóp procentowych o 75 pkt bazowych jest już jasne, że RPP weszła w cykl obniżek stóp procentowych banku centralnego i że Rada jest nie tylko zainteresowana dalszym obniżaniem inflacji ale także wspieraniem wyraźnie spowolnionego wzrostu gospodarczego.

  1. W niemieckich mediach, w tym przypadku na portalu Augsburger-allgemeine.de, ukazał się tekst, w którym autor zawarł przesłanie, że „Donald Tusk jest światełkiem nadziei w Polsce, ale szczególnie w Niemczech”.

To niby nic nowego, wszak od kiedy objął funkcję premiera w Polsce, a później dzięki poparciu kanclerz Angeli, także funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej, niemieckie media pisały i mówiły o nim w samych superlatywach, a jego protektorka obdarzała go kolejnymi medalami.

Media w Niemczech posuwały się nawet do określeń, które splendoru Tuskowi nie przynosiły, choć podkreślały jak jest bardzo proniemiecki i jak jest gotowy spełniać oczekiwania ówczesnej kanclerz Angeli Merkel.

W 2014 roku kiedy ważyło się, czy obejmie funkcję szefa Komisji Europejskiej czy Rady Europejskiej, „Die Welt” napisał, że „jest łatwy w hodowli dla Merkel, w odróżnieniu od pewnego siebie Junckera”.

 

  1. Rzeczywiście tak doskonale pokazywane w serialu „Reset”, jego działania jak premiera na rzecz poprawy stosunków z Rosją, kosztem poświęcenia polskich interesów, były realizowane na życzenie Niemiec, które rękami Polski uwiarygodniali Rosję w Europie, mimo tego, że w tym czasie pacyfikowała Czeczenię, a w 2008 roku napadła na Gruzję i zajęła jej dwa regiony: Abchazję i Osetię Południową.

Gdy został przewodniczącym Rady Europejskiej, także realizował przede wszystkim niemieckie interesy, zarówno w ramach forsowanej przez ten kraj na forum UE polityki energetycznej, klimatycznej, a także imigracyjnej.

Przymusił nawet rząd Ewy Kopacz, żeby ta zdradziła Grupę Wyszehradzką i zgodziła się na unijny pakt migracyjny w 2015 roku, a gdy rząd Prawa i Sprawiedliwości zablokował jego realizację w 2016 roku, straszył Polskę karami finansowymi rzędu 220 tysięcy euro za każdego nie przyjętego nielegalnego imigranta.

 

  1. Gdy Tusk został wysłany przez establishment brukselski z powrotem do polskiej polityki, aby odsunąć Prawo i Sprawiedliwość od władzy, zaciągnął tam liczne zobowiązania, które musiałby spłacać, gdyby tę władzę udało mu się osiągnąć.

Unijni urzędnicy obawiają się bowiem, że jeżeli Zjednoczona Prawica wygra w Polsce wybory, to zablokowane zostaną prace nad nowym paktem imigracyjnym, nad przygotowywaną od wielu miesięcy wielką reformą Unii Europejskiej, czy też nie zostanie przyjęta nowelizacja wieloletniego budżetu UE na lata 2021-2027.

W sprawie paktu imigracyjnego, nazywanego obligatoryjną solidarnością, zaczynają się właśnie tzw. trilogi, czyli negocjacje Komisji, Parlamentu i Rady, a Polska i kilka innych krajów, które udało się zgromadzić, są tym rozwiązaniom zdecydowanie przeciwne.

 

  1. Z kolei przygotowywana reforma UE, ma stworzyć scentralizowanego molocha z kolejnymi kompetencjami odebranymi państwom członkowskim, aż w 21 obszarach, a także pozbawionych prawa weta, z dominacją niemiecko-francuską.

W tej sprawie rząd Zjednoczonej Prawicy jest gotowy użyć veta, nawet gdyby przyszło zatrzymać tę tzw. reformę bez wsparcia innych krajów i to przyprawia o ból głowy brukselski establishment.

Także nowelizacja unijnego budżetu to zwiększenie jego wydatków aż o 66 mld euro, co Polskę kosztowałoby dodatkowo przynajmniej 2 mld euro, a chodzi miedzy innymi o przeznaczenie dodatkowych 19 mld euro na obsługę długu, z którego finansuje się krajowe plany odbudowy.

Polska jak wiadomo do tej pory nie otrzymała ani jednego euro ze swojego KPO, a miałaby się dodatkowo składać na obsługę pożyczonych pieniędzy, z których korzysta od blisko 2 lat już ponad 20 unijnych krajów.

A jest przecież jeszcze fundamentalnie ważna sprawa dla Niemiec, odszkodowania dla Polski za skutki II wojny światowej, opiewające na przynajmniej 1,5 biliona euro, rząd Prawa i Sprawiedliwości o nie walczy na arenie międzynarodowej, Tusk gdyby doszedł do władzy natychmiast by z nich zrezygnował.

 

  1. Skoro niemieckie media otwarcie piszą, że Tusk jest dla nich światełkiem nadziei, to obowiązkiem propolsko nastawionych w wyborców, jest w nadchodzących wyborach to „światełko” zgasić.

Przytoczone powyżej twarde fakty dobitnie pokazują, że w Polsce po roku 1989, nie było bardziej proniemiecko nastawionego polityka jak Donald Tusk i choćby z tego powodu, Polacy nie powinni mu pozwolić wrócić do rządzenia naszym krajem.

  1. Kiedy Platforma, a w zasadzie cała opozycja, zaczęła atakować polski rząd za nieprawidłowości przy wydawaniu wiz, robiąc w tej sprawie „z igły widły”, jasne było, że ma plan wyniesienia jej za granicę.

Zacytowane wyżej przysłowie pasuje jak ulał do opisania tej sytuacji, bo przecież polskie służby wykryły nieprawidłowości przy wydaniu 268 wiz (słownie dwustu sześćdziesięciu ośmiu), a opozycyjni politycy, cały czas w mediach mówią o 260 tysiącach wiz, przy okazji świadomie, jak się wydaje, myląc pozwolenia na pracę, z wizami (wydawanych jest znacznie mniej wiz, niż pozwoleń na pracę, w przypadku niektórych krajów, wizy pracownicze otrzymuje zaledwie parę procent tych, którzy dostali pozwolenia na pracę).

 

  1. Na to wyniesienie tej sprawy za granicę , nie trzeba było długo czekać, trzech byłych premierów, a obecnie europosłów, wybranych z list Platformy, Leszek Miller, Marek Belka i Włodzimierz Cimoszewicz, napisali list do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen w sprawie rzekomej afery wizowej.

Piszą w nim o zbulwersowaniu opinii publicznej w Polsce doniesieniami medialnymi w tej sprawie i pytają jaką wiedzę ma Komisja Europejska, ba żądają natychmiastowych jej działań, sugerując, że nasz kraj narusza reguły przynależności do strefy Schengen.

Z polecenia von der Leyen natychmiast zareagowała na ten list komisarz d/s migracji Ylva Johannson, żądając od ministra spraw zagranicznych wyjaśnień w tej sprawie, co tylko potwierdza, że to swoista „ustawka” polskiej opozycji i szefowej KE.

 

  1. Ta „ustawka” ma jednak dalszy ciąg, w następnym tygodniu na wniosek dwóch największych grup politycznych, EPL i Lewicy, odbędzie się debata w Parlamencie Europejskim, podczas której Polska będzie zapewne atakowana przez jej inicjatorów, w tym także europosłów Platformy i Lewicy.

Co więcej w tych dniach kanclerz Olaf Schulz, zaczął publicznie mówić o nieprawidłowościach przy wydawaniu wiz przez Polskę i zagroził wznowieniem niemieckich kontroli na granicy z Polską.

Tego rodzaju niemieckich zapowiedzi, nie można ocenić inaczej, jak Himalaje hipokryzji, bo do kontroli granic wzywa kraj, którego kanclerz Angela Merkel w 2015 roku specyficznym zaproszeniem „herzlich willkomen”, otworzyła nie tylko granice Niemiec dla nielegalnych imigrantów, ale także wszystkie zewnętrzne granice Unii i krajów należących do strefy Schengen.

Konsekwencje tego swoistego „zaproszenia” ponoszą nie tylko Niemcy, ale większość krajów Unii Europejskiej i niemieckie pouczenia dotyczące obecnej sytuacji związanej z nielegalną imigracją, są powszechnie uważane za bezczelność.

 

  1. Przypomnijmy także, że na ostatnim posiedzeniu PE w Strasburgu przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w czasie swojego dorocznego orędzia o stanie Unii, stwierdziła „że nielegalna imigracja to europejskie wyzwanie wymagające europejskiej reakcji” i wezwała inne kraje unijne, aby „powitały część migrantów przybywających do Włoch”.

A więc „plan” przewodniczącej KE w sprawie nielegalnych imigrantów, to szybkie ich rozmieszczenie w innych krajach członkowskich, nie jest tylko jasne, czy „plan” ten ma być realizowany na zasadzie dobrowolności, czy raczej unijnego przymusu.

Ta wypowiedź zacytowana przez największe agencje już wywołała reakcje na „emigranckich czatach”, rośnie liczba chętnych z różnych krajów afrykańskich na podroż przez Morze Śródziemne, intensywnie poszukiwani są także dodatkowi przewoźnicy, aby obsłużyć coraz większe zainteresowanie przewozami.

Pojawiły się także informacje w amerykańskich mediach, że zwiększony w ostatnich tygodniach, przerzut nielegalnych imigrantów do Europy jest spowodowany działaniami służb specjalnych kilku krajów afrykańskich, które koordynują, a nawet wspierają działania grup przemytniczych.

 

  1. Wygląda więc na to, że przewodnicząca KE zachęcając, przemytników do pracy na jeszcze wyższych obrotach, niż do tej pory, przygotowuje grunt pod nowy mechanizm unijnej relokacji nielegalnych imigrantów, nazywany jakby to dziwnie nie brzmiało „mechanizmem obligatoryjnej solidarności”.

Pozwala on wprawdzie nie przyjmować imigrantów przydzielonych danemu krajowi przy pomocy matematycznego algorytmu, ale taki kraj płaci 22 tys. euro za każdego nieprzyjętego do unijnego budżetu.

Większość parlamentarna w PE ten mechanizm przyjęła (za głosowali europosłowie Lewicy, europosłowie Platformy wstrzymali się od głosu, europosłowie PSL-u wyjęli karty do głosowania, przeciwni byli tylko europosłowie PiS), zgodziła się także na ten mechanizm większość krajów członkowskich, Polska i jeszcze kilka innych krajów go oprotestowały.

Jesienią zaczną się negocjacje pomiędzy Radą i Parlamentem, ale ponieważ stanowisko PE zawiera rozwiązania zachęcające do nielegalnej imigracji, można się spodziewać, że ostateczny kształt tego rozporządzenia, będzie jeszcze bardziej niekorzystny dla krajów, które nie chcą przyjmować nielegalnych imigrantów.

 

  1. To głównie Niemcy jako kraj i jego przedstawiciele w unijnych instytucjach, odpowiadają za obecną dramatyczną sytuację w Europie związaną z nielegalna imigracją, więc obecne ataki przywódców tego kraju na swoich sąsiadów, są wręcz Himalajami hipokryzji.

Szkoda tylko, że europosłowie wybrani w Polsce z Platformy i Lewicy, są gotowi dostarczać Niemcom pretekstów do takich ataków uznając, że im gorzej dla Polski w instytucjach europejskich, tym lepiej dla nich.