1. Wczoraj Rada Unii Europejskiej (w tym przypadku ambasadorów państw członkowskich), uwzględniła wniosek Komisji Europejskiej 19 czerwca tego roku o wszczęcie wobec Polski procedury nadmiernego deficytu. Oprócz Polski tą procedurą zostało objętych sześć innych państw członkowskich tj. Belgii, Francji, Włoch, Węgier, Malty i Słowacji, a także ponownie Rumunia, która już była objęta tą procedurą od 2020 roku, ale do tej pory nie podjęła skutecznych kroków do walki z deficytem sektora finansów publicznych. Teraz kraje członkowskie objęte tą procedurą będą musiały przygotować średnioterminowe (4 letnie albo 7-letnie) plany krajowe zawierające rozwiązania sprowadzające deficyt sektora finansów publicznych, na trwale poniżej 3% PKB czyli tzw. fiskalnego kryterium z Maastricht. Plany te razem z przygotowanymi przez Komisję Europejską rekomendacjami dotyczącymi kroków naprawczych dla poszczególnych krajów członkowskich zostaną w listopadzie przekazane ponownie Radzie Unii Europejskiej, która je  ostatecznie zatwierdzi.

 

  1. Przypomnijmy, że w połowie czerwca Komisja Europejska ogłosiła w ramach tzw. pakietu wiosennego semestru europejskiego, że wobec Polski zostanie wszczęta unijna procedura nadmiernego deficytu, w związku z tym, ze deficyt sektora finansów publicznych przekroczył w 2023 roku 5,1% PKB. To zaskakujące, że KE umieściła Polskę w grupie 7 krajów UE objętych tą procedurą, w sytuacji kiedy w poprzednim roku przeznaczyliśmy blisko 4% PKB na obronę narodową, a tego rodzaju wydatki (dokładnie wydatki na zakupy uzbrojenia), zgodnie z  konkluzjami Rady Europejskiej z jesieni poprzedniego roku, o które zabiegał ówczesny premier Mateusz Morawiecki, nie powinny być zaliczane do deficytu budżetowego, a w konsekwencji także do deficytu sektora finansów publicznych. Nowo utworzonej koalicji nie udało się także wykonać ubiegłorocznych dochodów budżetowych, zamiast planowanych w wysokości blisko 602 mld zł, osiągnięto tylko 574 mld zł , między innymi dlatego, że cześć dochodów z VAT z grudnia 2023 roku, przerzucono na styczeń 2024 roku (przy pomocy mechanizmu przyśpieszonych zwrotów tego podatku), co dodatkowo powiększyło ubiegłoroczny deficyt o blisko 0,3 pkt procentowego PKB.

 

  1. Odliczenie wydatków na zakupy uzbrojenia (przynajmniej 1,5% PKB), a także wykonanie ubiegłorocznego budżetu zgodnie z planem, obniżałoby deficyt poniżej 3% PKB, a wtedy Polska nie byłaby objęta procedura nadmiernego deficytu. Okazuje się jednak, że Donald Tusk, który w grudniu poprzedniego roku stanowczo twierdził podczas sejmowego expose, że „ mnie nikt nie ogra w Brukseli”, jednak ograć się dał i to koleżance partyjnej Ursuli von der Leyen, którą niedawno on zaproponował na szefową Komisji Europejskiej w następnej kadencji. Niestety ta bardzo niekorzystna dla Polski decyzja KE dobitnie pokazuje, że obietnice Donalda Tuska, zarówno te dotyczące spraw krajowych jak i unijnych, są niewiele warte, żeby przypomnieć tylko sprawę kwoty wolnej od podatku PIT w wysokości 60 tys zł, czy też benzyny po 5,19 zł, a teraz tę „ mnie nikt  w Brukseli nie ogra”. Być może to„ danie się ograć” będzie służyło Tuskowi w kraju, to tego aby mieć usprawiedliwienie, że nie realizuje obietnic wyborczych, a nawet musi złamać swoją zapowiedź „nic co dane nie będzie zabrane” i już w przyszłorocznym budżecie pojawią się propozycje cięć w wydatkach społecznych i obronnych.

 

  1. Jakie będą konsekwencje uruchomienia procedury nadmiernego deficytu wobec Polski dowiemy się z zaleceń jakie zostaną sformułowane wobec Polski przez KE, ale także propozycji polskiego rządu zawartego w planie krajowym redukcji deficytu sektora finansów publicznych. Zapewne określona zostanie tzw. mapa drogowa z propozycjami trwałego zejścia poziomu deficytu sektora finansów publicznych z obecnych 5,1% PKB do poziomu poniżej 3% zgodnie  z regułami Traktatu z Maastricht. Być może zostanie w ten sposób zostanie ustalona coroczna wartość redukcji deficytu sektora finansów publicznych (np. o 0,5% PKB), co będzie oznaczało konieczność cięć w wydatkach publicznych w projektach ustaw budżetowych na kolejne lata. Bardzo trudna będzie także ścieżka umieszczania w corocznych budżetach nowych wydatków, na każdy taki przypadek wydatków większych rozmiarów, proponowany przez polski rząd, będzie konieczne uzyskanie zgody Komisji Europejskiej.

 

5. W ten sposób historia zatoczyła koło, 15 lat temu podczas rządów Platformy i  PSL-u w 2009 roku została wprowadzona przez RUE procedura nadmiernego deficytu, teraz też już po pół roku rządzenia  Platformy w koalicji z Trzecią Drogą i Lewicą, Rada  znowu prowadza identyczną procedurę. Tak się jakoś składa, że jak rządzi Platforma z koalicjantami to zaraz w budżecie brakuje pieniędzy, a podatki zamiast płynąć do budżetu szerokim strumieniem, płyną coraz bardziej wąską strużką, wygląda więc na to, że wraca klątwa ówczesnego ministra Jana Vincenta Rostowskiego „ piniędzy nie ma i nie będzie”.    

  1. Wczoraj w Sejmie miała miejsce debata nad sprawozdaniem z wykonania budżetu za 2023 rok i absolutorium dla w zasadzie trzech rządów: dwóch rządów premiera Mateusza Morawieckiego i funkcjonującego przez 3 tygodnie rządu Donalda Tuska. Koalicja 13 grudnia zdecydowała przygotować uchwałę przyjmującą sprawozdanie z wykonania budżetu jak i absolutorium dla tych 3 rządów i najprawdopodobniej dzisiaj zostanie ona przyjęta podczas głosowania na sali plenarnej. Wprawdzie w uchwale znalazły się zastrzeżenia NIK do wydatkowania środków w 20 częściach budżetowych i 23 instytucjach finansowanych bezpośrednio z budżetu państwa, ale przy całym szacunku dla kontrolerów NIK, którzy przy analizie wykonania budżetu za kolejne lata, wykonują gigantyczną pracę, to do ocen tej instytucji od kilkunastu miesięcy, należy podchodzić z dużym dystansem, ponieważ ciąży na nich pewne przesłanie prezesa NIK upublicznione w mediach, dotyczące przygotowana prezentów dla Donalda Tuska. Otóż latem 2023 prezes NIK Marian Banaś spotkał się z byłym wiceprzewodniczącym Trybunału Stanu prof. Markiem Chmajem i poprosił go o przekazanie Donaldowi Tuskowi informacji, że na koniec września i początek października przygotowuje „kosz prezentów (raportów NIK)”, krytycznych wobec rządu Prawa i Sprawiedliwości. I tak się niestety stało, na parę tygodni przedwyborami, które odbyły się 15 października poprzedniego roku, NIK rzeczywiście takie raporty publicznie prezentował, co niewątpliwie szkodziło Prawu i Sprawiedliwości, w toczącej się wówczas kampanii wyborczej.

 

  1. Zabierałem głos w tej debacie w imieniu klubu Prawa i Sprawiedliwości i podkreśliłem, że realizacja budżetu w 2023 roku odbywała się w bardzo trudnych warunkach, z jednej strony za naszą wschodnią granicą toczyła się regularna wojna, z drugiej Narodowy Bank Polski prowadząc walkę z putinflacją (wg Europejskiego Banku Centralnego była ona spowodowana w 2/3 wzrostem cen surowców energetycznych i wojną na Ukrainie), spowodował wyraźne spowolnienie gospodarcze. Wprawdzie w 2023 roku  w Polsce nie doszło do recesji (tak jak w wielu krajach UE), ale wzrost gospodarczy wyniósł tylko 0,2% PKB, co w oczywisty sposób miało negatywny wpływ na wysokość dochodów budżetowych. Jednak dzięki mądrej polityce banku centralnego i rządu, nie doszło do masowej likwidacji miejsc pracy, a bezrobocie udało się utrzymać na jednym za najniższych poziomów pośród wszystkich krajów UE.

 

  1. Mimo tych tzw. czarnych łabędzi, wykonano dochody podatkowe o ponad 41 mld zł wyższe, niż w 2022 roku tj. o blisko 9%, w tym z podatku VAT o blisko 14 mld zł wyższe, z PIT aż o 23,5 mld zł wyższe, a dochody z akcyzy o ponad 5 mld zł wyższe niż w 2022 roku. Dochody z podatku VAT byłyby jeszcze wyższe gdyby nie skutki tarczy antyinflacyjnej dotyczącej surowców energetycznych i paliw obowiązującej w całym 2022 roku, które przeszły na 2023 rok w wysokości blisko 3,3 mld zł oraz skutki tarczy antyinflacyjnej dotyczącej żywności, które wyniosły blisko 9,8 mld zł. Ponadto urzędy skarbowe dokonały zwrotów podatków VAT w grudniu 2023 roku na kwotę 11,6 mld zł, w sytuacji kiedy termin zwrotu tego podatku upływał dopiero w styczniu 2024 roku (czyli w ten sposób blisko 12 mld zł wpływów z VAT, które powinny być zaliczone do dochodów na 2023 roku, zostało przeniesionych na styczeń 2024 roku). Sumarycznie więc gdyby nie negatywne skutki tarcz wynoszące ponad 13 mld zł i wspomniane przyśpieszone zwroty, dochody z podatku VAT byłyby o blisko 25 mld zł wyższe, niż ostatecznie je wykonano. Wyniosłyby one wtedy blisko 270 mld zł i byłyby zaledwie o 3 mld zł niższe niż planowano (zostały zaplanowano na poziomie 273 ,3 mld zł), mimo ,że jak wspominałem wzrost gospodarczy wyniósł tylko 0,2% PK, podczas gdy w budżecie przyjęto ,że wyniesie on 0,9% PKB.

 

  1. Podkreśliłem także, że budżet za 2023 rok to 8 budżet rządu Prawa i Sprawiedliwości i w związku z tym wręcz nasuwa się porównanie pod względem finansowym 8 lat tych rządów i rządów PO-PSL w latach 2008-2015. Otóż w latach 2015-2023 rządom Prawa i Sprawiedliwości udało się podwoić dochody budżetowe z 289 mld zł w 2015 roku do 274 mld zł w 2023, w tym także podwoić dochody z VAT z 123 mld zł do 244 mld zł (gdyby doliczyć wspomniane wyżej 25 mld zł dodatkowych dochodów z podatku VAT w 2023 roku, ten wynik byłby jeszcze lepszy. Natomiast w latach 2008-2015 dochody budżetowe wzrosły zaledwie o 35 mld zł, z 254 mld zł w 2008 roku do 289 mld zł w 2015, w tym z VAT zaledwie o 21 mld zł ze 102 mld zł w 2008 roku do 123 mld zł w 2015 roku. A więc w czasie rządów Pi S dochody budżetowe w tym także dochody z podatku VAT, urosły aż 8-krotnie bardziej, niż dochody budżetowe w tym dochody z podatku VAT w czasie rządów PO-PSL. Podsumowaniem sytuacji finansów publicznych, niech będzie informacja, że poziom długu sektora finansów publicznych liczony metodą unijną, który po rządach PO-PSL w 2015 roku wyniósł aż 51,3 % PKB, a 2023 roku mimo wymienionych czarnych łabędzi i finansowania wielkich programów społecznych oraz wielkich inwestycji infrastrukturalnych, wyniósł tylko 49,6% PKB, czyli był  niższy o blisko 2 pkt procentowe PKB.

  1. Pod koniec maja rząd Donalda Tuska postanowił, że 14. emerytura będzie wypłacona we wrześniu, a jej wysokość wyniesie tylko 1780 zł brutto, czyli dokładnie tyle, ile wynosi od marca tego roku, minimalne świadczenie emerytalne, a więc będzie o ok. 0,9 tys zł niższa od tej wypłaconej emerytom w roku ubiegłym. Przypomnijmy, że w 2023 roku była ona wypłacona także we wrześniu w wysokości 2650 zł brutto i to w sytuacji kiedy wysokość minimalnego świadczenia emerytalnego, wtedy wynosiła 1588 zł brutto, a więc była o niego o blisko 1,1 tys zł wyższa. Rząd Prawa i Sprawiedliwości bowiem przez 8 lat konsekwentnie realizował zasadę dzielenia się owocami wzrostu gospodarczego z osobami pobierającymi świadczenia emerytalne i rentowe. To właśnie dlatego zostało wprowadzona 13. emerytura, najpierw jako świadczenie jednoroczne, a później ustawowo zamienione na coroczne, a następnie także 14. emerytura, która także jest już ustawowym świadczeniem corocznym.

 

  1. Przypomnijmy, że ustawa o 14. emeryturze, weszła w życie pod koniec lipca 2023 roku i od tej pory jest już ona świadczeniem stałym, wypłacanym corocznie, podobnie jak obowiązująca od 2019 roku 13. emerytura. Wtedy poinformowali o tym wspólnie na konferencji prasowej, prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki, mówili wręcz „o rewolucji godnościowej” w stosunku do środowiska emeryckiego, prowadzonej od 2016 roku przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Przypomnijmy także, że14. emerytura to dodatkowe świadczenie wypłacane w wysokości co najmniej minimalnej emerytury (ale decyzją Rady Ministrów świadczenie może być wypłacone w wyższej wysokości i tak właśnie było w 2023 roku), a w pełnej wysokości otrzymają ją te osoby, których wysokość comiesięcznego świadczenia brutto, nie przekracza 2,9 tys. zł. Do osób, które otrzymują wyższe świadczenie niż 2,9 tys zł „czternastka”, trafi pomniejszona na zasadzie „złotówka za złotówkę”, przy czym emeryt nie musi składać w tej sprawie żadnych wniosków, ani deklaracji.

 

  1. Decyzja rządu Tuska w wypłaceniu 14. emerytury w wysokości o blisko 0,9 tys zł niższej, niż została ona wypłacona w 2023 roku, świadczy o ty, że wracamy do symbolicznego wspierania środowiska emeryckiego jakie było realizowane podczas poprzednich rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz w latach 2008-2015. Przypomnijmy, że środki przeznaczone na podwyżki emerytur w ostatnim roku rządów PO-PSL czyli 2015 roku, wyniosły tylko 3,6 mld zł (w poprzednich latach były jeszcze niższe), a o 13. czy 14. emeryturze za tamtych rządów, emeryci mogli tylko pomarzyć. Podczas rządów Zjednoczonej Prawicy już w roku 2021 do środowiska emeryckiego, zostało skierowane dodatkowo 36 mld zł, a w 2022 roku już blisko 44 mld zł (kwoty przeznaczone na waloryzację, a także na 13. i 14. emeryturę), a w 2023 roku jak  aż ponad 75 mld zł. Były to więc dodatkowe środki odpowiednio 10-krotnie i 14-krotnie i ponad 20-krotnie wyższe niż te wypłacane emerytom w 2015 roku, to dodatkowe środki kierowane do emerytów od 2024 roku, wrócą do poziomu zaledwie kilku, może kilkunastu miliardów złotych rocznie.

 

  1. Ale obniżenie kwoty 14. emerytury w roku 2024 o ok. 0,9 tys zł ma i ten negatywny skutek dla środowiska emeryckiego, że tego świadczenia w porównaniu z rokiem ubiegłym, nie otrzyma ponad 1,1 mln emerytów. Otóż jest to związane z tym, że otrzymują je w pełnej wysokości emeryci otrzymujący świadczenia do 2,9 tys zł brutto, a pozostali na wspomnianej wyżej tzw. zasadzie złotówka za złotówkę. A więc w poprzednim roku otrzymali je wszyscy emeryci, którzy mieli świadczenia niższe, niż 5,5 tys zł (2,9 tys zł plus 2, 65 tys zł – 50 zł, ponieważ kwoty poniżej 50 zł 14. emerytury nie były wypłacane). W tym roku 14 .emeryturę otrzymają emeryci otrzymujący świadczenia do 4,3 tys zł ( 2,9 tys zł plus 1780 zł i minus 50 zł) i będzie ich jak już wspomniałem aż o ponad 1,1 mln mniej niż w roku ubiegłym. Według danych ZUS 2023 roku 14. emeryturę otrzymało 8,9 mln osób w tym 5,4 mln w pełnej wysokości, a 3,5 mln osób w niepełnej wg wspomnianej zasady złotówka, za złotówkę. W tym roku po obniżeniu tego świadczenia 0,9 tys zł , 14 .emeryturę otrzyma tylko 7,8 mln zł w tym ok. 4,8 mln pełną w wysokości 1780 zł brutto, a ok. 3 mln niepełną wg zasady złotówka za złotówkę. A więc dla ponad 1,1 mln emerytów, stwierdzenie Tuska z kampanii wyborczej z jesieni 2023 roku „nic co dane nie będzie odebrane”, zabrzmi echem we wrześniu tego roku, szczególnie cynicznie.

  1. Jedną z pierwszych decyzji większościowej koalicji, która powstała po wyborach 15 października, pod dowództwem Donalda Tuska, było odwołanie członków Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczpospolitej Polskiej w latach 2007-2022. Nowa większość tak się spieszyła, że dokonała tego na posiedzeniu Sejmu 29 listopada, a więc na 2 tygodnie przed zaprzysiężeniem rządu z premierem Tuskiem, co dokonało się w rocznicę stanu wojennego 13 grudnia 2023 roku. Odwołano wtedy 8 członków tej komisji z przewodniczącym prof. Sławomirem Cenckiewiczem na czele, 9 członek komisji Józef Brynkus jeszcze przed tą decyzją Sejmu, sam złożył rezygnację z zasiadania w tej komisji.

 

  1. Po tym odwołaniu członków komisji, przedstawiciele nowej większości parlamentarnej sugerowali, że ze względu na nasilające się zagrożenie ze strony Rosji, komisja badająca wpływy rosyjskie będzie działać dalej, choć już w innym składzie. Tak się jednak nie stało, Donald Tusk zarządzeniem powołał wewnętrzną komisję do badania takich wpływów, składającą się z przedstawicieli poszczególnych resortów, na której czele stanął szef SKW generał Jarosław Stróżyk, kiedyś wysoki funkcjonariusz, zlikwidowanych lata temu Wojskowych Służb Informacyjnych, które przecież były wykorzystywane do petryfikowania wpływów najpierw sowieckich, a później rosyjskich w Polsce. Ten z kolei, chcąc się wywiązać z narzuconego mu szybkiego terminu sporządzenia sprawozdania z prac komisji, zażądał od poszczególnych ministerstw informacji na temat zidentyfikowanych przypadków wpływu Rosji i Białorusi na znane im obszary naszego życia publicznego. W ten sposób koło się zamknęło, widać, że powołana komisja ma charakter urzędniczy, a resorty same na siebie mają składać swoiste donosy o „prorosyjskości” swoich wcześniejszych działań. Najprawdopodobniej więc tak ukształtowana i zadaniowana komisja, skupi się na poszukiwaniu wpływów rosyjskich w działaniach rządów Prawa i Sprawiedliwości, co będzie niczym więcej, tylko kolejną hucpą urządzoną przez ekipę Tuska.

 

  1. Ale okazało się, że to jeszcze za mało, rządząca większość zdecydowała się na wprowadzenie pod obrady poselskiego projektu ustawy, o uchyleniu ustawy o Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022. To klasyczna wręcz próba całkowitego zatarcia śladów po 3 miesięcznej działalności komisji prof. Cenckiewicza, która przecież zakończyła się cząstkowym 100 stronicowym raportem, którego jedną z konkluzji była rekomendacja, aby takim osobom jak Donald Tusk, Jacek Cichocki, Bogdan Klich, Tomasz Siemoniak i Bartłomiej Sienkiewicz nie powierzać stanowisk publicznych odpowiadających za bezpieczeństwo państwa. Ba w mediach takich jak Gazeta Wyborcza, pl pojawiły się teksty, że przyjęcie tej ustawy oznacza unieważnienie wspomnianego raportu przygotowanego przez komisję pod przewodnictwem prof. Cenckiewicza, choć takich zapisów w tej ustawie nie ma bo być nie może. Jak widać rządzący i wspierające ich środowiska medialne chciałyby za wszelką cenę wręcz „unicestwić” wszelkie dokumenty będące twardymi dowodami na prorosyjskie działania rządu Tuska , w szczególności dokument ze słynną „zgodą” napisaną ręką Tuska na nawiązanie współpracy pomiędzy SKW i rosyjskim FSB.

 

  1. Tych śladów bliskiej współpracy rządu Tuska z Rosją, zatrzeć się jednak nie da, tak jak nie da się unicestwić dokumentów potwierdzających tę współpracę, wiec nawet jeżeli ta ustawa zostanie przyjęta, to wszystkie one zostaną. Mówiłem o tym podczas swojego wystąpienia w Sejmie wskazując obszar energetyki jako obszar szczególnej współpracy rządu Tuska z Rosją, przypomniałem próby sprzedania Lotosu i rafinerii w Możejkach, Rosjanom, opóźnienie budowy gazoportu w Świnoujściu o blisko 3 lata, rezygnację z budowy Baltic Pipe, wreszcie brak sprzeciwu wobec Nord Stream2, a nawet zachęty  Radosława Sikorskiego do uczestnictwa w tym przedsięwzięciu. Ale determinacja rządzącej koalicji, aby za wszelką cenę „zamalować” swoją prorosyjskość z lat 2007-2015 jest tak przemożna, że nie wystarczy powołanie własnej wewnętrznej komisji, trzeba jeszcze uchylić ustawę, choć ostatecznie, chyba okaże się to nieskuteczne.

  1. Wczoraj klub Prawa i Sprawiedliwości złożył do laski marszałkowskiej projekt ustawy o zmianie ustawy o podatku od towarów i usług oraz niektórych innych ustaw, którego celem jest znaczące obniżenie cen paliw na stacjach benzynowych. W projekcie zaproponowaliśmy obniżkę stawki podatku VAT na paliwa z 23% do 8% , odpowiednie zmniejszenie kwot podatku akcyzowego zarówno na benzynę, olej napędowy, a także przeznaczony do silników spalinowych gaz ziemny ,oraz ich czasowego wyłączenia z opodatkowania podatkiem od sprzedaży detalicznej w okresie od 1 sierpnia 2024 roku do 31 marca 2025 roku. Wszystkie te posunięcia powinny skutkować obniżką cen paliw na stacjach benzynowych szacunkowo w przedziale 0,9 zł- 1 zł, a więc zbliżenie cen paliw na stacjach do osławionej obietnicy Donalda Tuska z kampanii wyborczej w 2023 roku, czyli kwoty 5,19 zł za litr paliwa.

 

  1. Wszystko zależy od postawy koalicji rządowej, jeżeli jej posłowie chcieliby zrealizować jedną z najważniejszych obietnic Donalda Tuska, to ten prosty projekt zawartej na dwóch stronach ustawy, można przepracować podczas jednego posiedzenia Sejmu i skierować do Senatu, który będzie obradował jeszcze w tym miesiącu. Obawiamy się jednak, że takiej determinacji po stronie koalicji rządowej niestety nie będzie i najpierw trzeba będzie stoczyć batalię o jej umieszczenie w porządku obrad, a gdyby się to udało, to po pierwszym czytaniu, skierowany on zostanie do komisji sejmowych i tam zamrożony na długie miesiące. Tak zrobiła obecna sejmowa większość z projektem posłów Prawa i Sprawiedliwości w sprawie przedłużenia obowiązywania zerowej stawki VAT na żywność do końca tego roku, a także obywatelskim projektem ustawy o przedłużeniu do końca tego roku mrożenia cen energii elektrycznej, gazu i ciepła systemowego. W obydwu przypadkach posłowie koalicji rządzącej podczas I czytania, wprawdzie nie zdecydowali się zgłosić wniosku o odrzucenie tych projektów ustaw, ale skierowali je do komisji sejmowych, a w przypadku projektu o mrożeniu cen nośników energii, aż do dwóch komisji sejmowych, żeby je tam zablokować.

 

  1. Projekt ustawy o obniżeniu podatków zawartych w cenie paliw oprócz zmniejszenia kosztów funkcjonowania gospodarstw domowych, oraz przedsiębiorstw, ma także na celu obniżenie poziomu inflacji. Przypomnijmy, że dzięki odpowiedzialnej polityce banku centralnego i poprzedniego rządu, udało obniżyć poziom inflacji konsumenckiej (CPI) z 18,4% w marcu 2023 roku do 1,9% w marcu 2024 roku, ale od tego momentu inflacja znowu rośnie i w czerwcu wyniosła już 2,6%. Niedawno Narodowy Bank Polski opublikował tzw. lipcową projekcję inflacji konsumenckiej, w której według centralnej ścieżki tej projekcji inflacja będzie rosła, aż do 6,3% w I kwartale 2025 roku i dopiero od tego momentu zacznie się obniżać, ale znacznie wolnej niż to było w 2023 roku i na początku 2024 roku. Z kolei wg bardziej pesymistycznych wariantów tej projekcji NBP, inflacja  konsumencka w I kwartale przyszłego roku, może przekroczyć 8%, a w skrajnym wariancie tej prognozy, nawet sięgnąć 10%.

 

  1. Autorzy raportu dotyczącego inflacji, wskazują, że najważniejszymi czynnikami podwyższającymi ścieżkę inflacji konsumenckiej w latach 2024 -2025 w stosunku do projekcji marcowej, są zmiany legislacyjne wprowadzone przez rząd Donalda Tuska. Chodzi  po pierwsze o decyzję o rezygnacji z tarczy antyinflacyjnej dotyczącej żywności, czyli powrót do 5% stawki VAT z obowiązującej przez kilkanaście miesięcy stawki 0%, co zaowocowało wyraźnym wzrostem cen żywności. Po drugie chodzi o rezygnację z początkiem lipca z kolejnej tarczy antyinflacyjnej dotyczącej cen energii elektrycznej, gazu ziemnego oraz ciepła systemowego, co spowoduje 20-30% wzrost tych cen już w III kwartale tego roku. Przy czym jest już jasne, że to dopiero I etap podwyżek cen nośników energii, rządząca koalicja zdecydowała, że od 1 stycznia ceny nośników energii zostaną całkowicie uwolnione i w związku z tym należy oczekiwać, że na początku 2025 czeka nas II etap podwyżek tych cen. Całkowite uwolnienie cen prądu i gazu od 1 stycznia przyszłego roku, będzie miało ogromny wpływ na wzrost kosztów wytwarzania wszystkich dóbr i usług, a tym samym na ich ceny i w związku z tym będzie kolejnym silnym impulsem inflacyjnym.

 

  1. W tej sytuacji wszyscy ci Polacy, którzy w kampanii wyborczej, dali się nabrać na obietnice obniżenia cen rachunków za prąd i gaz, a także paliwo po 5,19 zł po wielokroć deklarowane przez Donalda Tuska, teraz doświadczają na własnych portfelach, skutków swojej łatwowierności. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości chcą rządzącym pomóc Platformie i Tuskowi w realizacji tych obietnic wyborczych, stąd składane projekty ustaw, które mają to umożliwić, koalicyjna większość jednak za wszelką cenę się przed nimi broni, nie chcąc ich odrzucać, że względu na opinię publiczną, mrożą je w komisjach sejmowych.