Czy politycy polskiej opozycji mogliby się zachowywać przynajmniej tak jak obecna włoska opozycja?

  1. To, że opozycja patrzy rządzącym na ręce i ich krytykuje, to jakby powiedział klasyk „oczywista oczywistość”, niestety opozycja w Polsce poszła parę kroków dalej, po prostu jej działania, coraz częściej szkodzą Polsce i w konsekwencji ją osłabiają.

Już w grudniu 2015 roku, tuż po objęciu rządów przez Zjednoczoną Prawicę, ówczesny przewodniczący Platformy Grzegorz Schetyna ogłosił, że jego partia będzie opozycją totalną i będzie realizowała strategię „ulica i zagranica”.

Protesty uliczne były organizowane przez Platformę i współpracujące z nią organizacje przez kilka lat w naturalny sposób jednak wygasły w związku z brakiem większego zainteresowania społecznego ale „zagranica” jest przez opozycję kontynuowana.

 

  1. W dalszym ciągu więc opozycja „donosi” na Polskę w instytucjach europejskich, posługując się niestety często nieprawdziwymi informacjami, świadomie próbuje szkodzić obecnemu rządowi Zjednoczonej Prawicy, a w konsekwencji szkodzi Polsce.

Ba, politycy Platformy już jawnie mówią i piszą na portalach społecznościowych, że blokada środków w ramach KPO dla Polski, zostanie natychmiast zniesiona po powrocie tej partii do władzy, więc dla wyborców powinno być jasne na kogo mają głosować w nadchodzących wyborach samorządowych.

Także deklaracje niektórych unijnych komisarzy z przewodniczącą KE Ursulą von der Leyen na czele, coraz mocniej sugerują, że oczekują oni na powrót Donalda Tuska do władzy i blokada środków z polskiego KPO, ma mu w tym pomóc.

 

  1. Zupełnie inny przykład zachowania opozycji, zobaczyliśmy ostatnio we Włoszech po słynnej już wypowiedzi przewodniczącej KE, Ursuli von der Leyen, która zdecydowała się zaingerować w kampanię wyborczą we Włoszech w ostatnim jej tygodniu.

Właśnie w taki sposób wypowiedziała się szefowa KE przewodnicząca KE na Uniwersytecie w Princeton w USA, odpowiadając na pytanie słuchacza jej wykładu o spodziewane wyniki wyborów we Włoszech (przez wiele miesięcy kampanii wyborczej sondaże przewidywały wygraną bloku partii prawicowych).

Przewodnicząca KE zareagowała tak „Zobaczymy wynik głosowania we Włoszech. Były też wybory w Szwecji. Jeżeli sprawy pójdą w trudnym kierunku, mamy narzędzia jak w przypadku Polski i Węgier”.

W mediach włoskich ta wypowiedź rozeszła się lotem błyskawicy i jak można było przypuszczać przez ostatnie 3 dni kampanii wyborczej, spowodowała dodatkową mobilizację elektoratu partii prawicowych.

Pokazały to wyniki wyborów, koalicja trzech partii prawicowych (Bracia Włosi, Liga i Forza Italia) uzyskali łącznie aż 44%, co daje im bezwzględną większość, zarówno w niższej izbie Parlamentu jak i w Senacie.

 

  1. Wypowiedź von der Leyen została jednak skrytykowana przez liderów wszystkich partii politycznych we Włoszech od lewa do prawa.

Co oczywiste najostrzej zareagował przywódca Ligi Matteo Salvini, nazwał jej słowa „plugawą groźbą” i zapowiedział złożenie przez jego frakcję w PE (ID) wniosku o wotum nieufności dla przewodniczącej KE.

Z kolei wiceprzewodniczący Forza Italia, europoseł Antonio Tajani, były przewodniczący PE, stwierdził „należy powiedzieć całej KE, że Włochy są krajem założycielem UE, wolnym i demokratycznym, nie przyjmującym lekcji od nikogo”.

Ale także były premier Włoch Matteo Renzi reprezentujący Lewicę jak i obecny jeszcze szef rządu Mario Draghi, skrytykowali bardzo mocno wypowiedź Ursuli von der Leyen, nazywając ją nieuprawnioną ingerencją w kampanię wyborczą.

Co więcej Renzi już po ogłoszeniu wyników wyborów i zdecydowanej wygranej Georgi Meloni, w związku z nazywaniem ją przez niektóre media i polityków w Europie faszystką zdecydowanie zaprotestował, stwierdzając, że nie jest ona jego ulubienicą ale nie jest także faszystką, a mówienie o ryzyku faszyzmu we Włoszech jest absolutnie bezpodstawne.

Może nasza opozycja, skoro jest taka europejska, wzięłaby jednak przykład z obecnej opozycji włoskiej.