Za granicą politycy PO wiedzą jakie są koszty wojny, w Polsce nawet nie zająkną się na ten temat

  1. Okazuje się, że czołowi politycy Platformy, gdy przychodzi im za granicą wypowiadać się na temat konsekwencji agresji Rosji na Ukrainę, doskonale wiedzą, że jej efektem są także, wysokie ceny nośników energii, czy podwyższona inflacja.

Nie wypada po prostu publicznie mówić inaczej, skoro w tym duchu wypowiadają się pozostali uczestnicy debaty, to trzeba tę oczywistość potwierdzić, żeby nie narazić się na śmieszność.

W kraju można zachowywać się jednak zupełnie inaczej, można za to wszystko oskarżać premiera Mateusza Morawieckiego, prezesa NBP Adama Glapińskiego, czy prezesa PKN Orlen, Daniela Obajtka i nawet się nie zająknąć, że za naszą wschodnią granicą, toczy się pełnoskalowa wojna, a my jesteśmy państwem frontowym, ze wszystkimi negatywnymi tego konsekwencjami gospodarczymi i społecznymi.

 

  1. Tak właśnie mówił, marszałek Senatu Tomasz Grodzki, podczas wczorajszego spotkania przewodniczących parlamentów krajów Grupy Wyszehradzkiej w Bratysławie (Polskę reprezentowała, także marszałek Sejmu Elżbieta Witek).

Grodzki podczas oficjalnego wystąpienia, mówił między innymi tak „wszyscy wiemy, że płacimy za to cenę: koszty energii, postępującej inflacji. Ale to niewielka cena w porównaniu do ceny krwi i życia, którą płacą Ukraińcy”.

Można przeanalizować wszystkie publiczne wystąpienia marszałka Grodzkiego, wygłoszone w kraju w ostatnich miesiącach, w żadnym z nich, nie ma wątku wpływu wojny na Ukrainie na podwyższoną inflację w Polsce.

Wręcz przeciwnie w każdym, dotyczącym sytuacji w Polsce jest epatowanie drożyzną, straszenie, że pod tym względem będzie tylko gorzej i obciążanie polityków Zjednoczonej Prawicy za ten stan rzeczy.

 

  1. Identycznie na otwartych spotkaniach z wyborcami zachowuje się przewodniczący Platformy, Donald Tusk, jego zdaniem w Polsce panuje drożyzna, ba pod koniec poprzedniego roku, chleb miał kosztować 10 zł za standardowy bochenek, a paliwo miałoby być po 12 zł za litr.

Wszystkiemu temu winni są oczywiście obecnie rządzący Polską, ba jeżeli Tusk wróciłby do władzy, choć na parę dni, to znacznie tańsze byłoby nie tylko pieczywo, ale także gaz, czy energia elektryczna, a litr benzyny, jak podał precyzyjnie, kosztowałby tylko 5,19 zł (nie bardzo wiadomo dlaczego właśnie tyle, ale ponieważ tę cenę Tusk podał już parokrotnie, musi mieć w tej sprawie szczegółowe wyliczenia).

Oczywiście tego rodzaju wywody, nadają się wprost do kabaretu ale ludzie na tych otwartych spotkaniach, nie tylko tego spokojnie słuchają ale i ze zrozumieniem kiwają głowami, jakby byli przekonani, że pod rządami Tuska, tak właśnie by było.

 

  1. Czołowi politycy Platformy z Tuskiem na czele słyną z zakłamania i cynizmu ale wykorzystywanie skutków wojny za naszą wschodnią granicą do walki z polskim rządem jest szczególnie bulwersujące.

Ale gdy się nie ma programu wyborczego i najprawdopodobniej nie będzie się go miało nawet podczas oficjalnej kampanii wyborczej, to trudno przekonywać wyborców do siebie zapowiedziami tego, co się będzie chciało zrobić, gdy się wygra wybory.

Trzeba kłamać, a gdy się już wyborcy złapią na kłamstwie, trzeba to przykryć kolejnym kłamstwem i tak przez cała kampanię wyborczą , tak przynajmniej doradzają Platformie, prominentni politycy byli i obecni tacy jak: Janusz Palikot, czy Marek Belka.

I Platforma z tych rad korzysta, politycy tej partii obecni w wielu programach publicystycznych w mediach, bez zmrużenia oka potrafią powiedzieć, że zawsze ostrzegali Europę przez Rosją, albo że w czasie swoich rządów, rozwijali polską armię.

Gdy się jednak jest za granicą i trzeba publicznie mówić o konsekwencjach wojny na Ukrainie dla Europy, to żeby nie narazić się na śmieszność, trzeba zauważyć, że wysokie ceny surowców energetycznych, czy podwyższona inflacja, to oczywiste konsekwencje tej wojny.