Człowiek, który wydał 700 mld zł na ropę i gaz w Rosji, atakuje rząd PiS za śladowe ich zakupy

  1. Na ostatnich spotkaniach z wyborcami w Pabianicach i w Łodzi przewodniczący Platformy Donald Tusk, jak to ma w zwyczaju, próbował „odwracać wektory” i oskarżać rząd Prawa i Sprawiedliwości o prorosyjskość.

Zaczął od swojego „ulubionego” prezesa Orlen S.A Daniela Obajtka i nazwał go „oligarchą Putina”, choć to właśnie Tusk układał się z Putinem na sopockim molo, także on mówił na początku 2008 roku w Sejmie, że „chcemy dialogu z Rosja taką jaką ona jest”.

To także rząd Tuka, zaproponował w 2010 roku przedłużenie umowy gazowej z Rosją, aż do 2037 roku i dopiero ostra interwencja Komisji Europejskiej, wykazująca, że umowa w tym kształcie narusza prawo europejskie, została ona skrócona do końca roku 2022.

 

  1. Jak podał na konferencji prasowej prezes Obajtek w czasie rządów Donalda Tuska, Polska zapłaciła za ropę i gaz sprowadzane z Rosji astronomiczną kwotę ok. 700 mld zł, czyli wartość ponad dwóch budżetów państwa z okresu jego rządów (wydatki budżetu państwa w 2015 roku, wyniosły ok. 330 mld zł).

A więc rząd PO-PSL przez 8 lat swojej bliskiej współpracy z Rosją zasilił „machinę wojenną” Putina, astronomiczną kwotą aż ponad 200 mld USD (średni kurs dolara w tym okresie wahał się w granicach 3 zł -3,5 zł).

Co więcej przez 8 lat rządów PO-PSL, nie zrobiono nic, aby ograniczać import ropy i gazu z Rosji i zastępować go krok po kroku importem tych surowców z innych kierunków, chociaż już wtedy dla wszystkich było jasne, że nasz wschodni sąsiad, wykorzystuje surowce energetyczne jako „broń polityczną”.

 

  1. Rząd Prawa i Sprawiedliwości przejął władzę w sytuacji kiedy import ropy naftowej z Rosji wynosił aż 90% naszego zapotrzebowania, natomiast importowany gaz w całości pochodził tylko i wyłącznie z tego kraju.

Ale już od późnej jesieni 2015 roku ten rząd poodejmował różnego rodzaju działania, które pozwoliły na coroczną redukcje importu ropy czy gazu z Rosji i zastępowaniu go sprowadzaniem tych surowców z innych krajów.

I tak jak już wspomniałem, import ropy z Rosji w 2015 roku wynosił 90% zapotrzebowania, to już w 2018 roku było to 68%, w 2019 roku 61%, w 2022 -40%, a w związku z agresją Rosji na Ukrainę i wprowadzeniem unijnych sankcji, w styczniu 2023 było to tylko 10%, a w lutym tego roku 0%.

Ostatni kontrakt jaki Orlen miał z rosyjska spółką Tatnieft do końca 2024 roku, mógł się zakończyć gdyby KE wprowadziła także embargo na import rosyjskiej ropy ropociągami ale w związku z faktem, że do tej pory to się nie stało, kontrakt przerwała strona rosyjska, blokując dostawy ropociągiem „Przyjaźń” (jednostronne zerwanie kontraktu przez Orlen, oznaczałoby konieczność płacenia za dostawy do końca kontraktu i nie odbieranie ropy).

 

  1. Z kolei do niezależności od dostaw rosyjskiego gazu, rząd Prawa i Sprawiedliwości przygotowywał Polskę od wielu lat, stąd koncepcja budowy Gazoportu w Świnoujściu zapoczątkowana przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dokończonego w 2016 roku, a obecnie rozbudowywanego do 8,3 mld m3, budowa Baltic Pipe z przepustowością 10 mld m3, interkonektorów gazowych w Litwą i Słowacją na odpowiednio 3 mld m3 i 4 mld m3, a także powiększanie własnego wydobycia.

W sytuacji kiedy Rosja pod koniec kwietnia poprzedniego roku na skutek dekretu Putina o konieczności płacenia za rosyjski gaz w rublach, zablokowała dostawy do Polski gazociągiem Jamał, Polska była na to przygotowana i mimo pesymistycznych wizji snutych przez opozycję, nawet zimą, magazyny gazu w naszym kraju były ciągle zapełnione w ponad 90% (teraz prawie na koniec zimy jest to aż 72%).

Korzystaliśmy wprawdzie jeszcze z dostaw rosyjskiego gazu z Niemiec, rewersem na gazociągu Jamał ale zablokowanie przez Rosję dostaw gazu do tego kraju, spowodowało, że obecnie nie kupujemy już z rosyjskiego gazu.

 

  1. W tej sytuacji atak Donalda Tuska na rząd Prawa i sprawiedliwości i oskarżanie go o import surowców energetycznych z Rosji, jest klasycznym odwracaniem wektorów, do tego przy pomocy argumentów, które są po prostu kłamstwami.

Widocznie przewodniczący Platformy, liczy na wyborców, którzy od dłuższego czasu przebywają w „bańce informacyjnej” mediów wspierających opozycję i uważa, że do jesiennych wyborów z niej się nie wyrwą.

Wszystko jednak wskazuje na to, że spotka go pod tym względem srogi zawód, bowiem jak pokazują kolejne badania opinii publicznej, zaufanie do Donalda Tuska w ostatnich miesiącach wyraźnie słabnie, a w ostatnim takim badaniu CBOS, poziom zaufania do niego, wyniósł tylko 30%, natomiast poziom nieufności sięgnął aż 56% i pod tym względem szef Platformy, zajmuje niepodzielnie pierwsze miejsce wśród wszystkich polskich polityków.