Tusk pytany kiedy paliwo będzie po 5,19 zł, beztrosko stwierdził „ja też na to czekam”

  1. Szybkimi krokami zbliża się 100 dni rządzenia premiera Donalda Tuska (przypadnie 22 marca) i coraz częściej jest on pytany o realizację głównych zapowiedzi programowych Platformy „100 konkretów na 100 dni rządzenia”. Jedną z tych zapowiedzi była obniżka cen paliw, przy czym tej kwestii Donald Tusk w kampanii wyborczej poświęcił wiele czasu, parokrotnie na spotkaniach wyborczych Platformy mówił, że „gdyby on został premierem to następnego dnia benzyna będzie po 5,19 zł”. Już po zdobyciu władzy czołowi politycy Platformy precyzowali, że nastąpi to po zmianie władz koncernu Orlen, ale mija właśnie miesiąc od wymiany rady nadzorczej i zarządu tej firmy, a ceny paliw zamiast spadać, wyraźnie rosną, a cena oleju napędowego szybkimi krokami, zbliża się do 7 zł za litr.

 

  1. W tej sytuacji wręcz beztroska odpowiedź Tuska na pytanie, kiedy będzie paliwo po 5,19 zł, stwierdzeniem „ja też na to czekam” jest bezpośrednim nawiązaniem do tego jak politycy Platformy, traktują zobowiązania wyborcze. Przypomnijmy zatem, co mówili w obietnicach wyborczych w 2014 roku w podsłuchanych rozmowach, w restauracji „Amber Room”, ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski i ówczesny minister finansów Jacek Rostowski. Sikorski, nawiązując do toczącej się już wówczas kampanii wyborczej w związku z wyborami parlamentarnymi na jesieni 2015 roku, prześmiewczo mówił miedzy innymi „dwa razy obiecać, to jak raz dotrzymać”, a Rostowski poszedł jeszcze dalej, mówiąc „obietnice polityczne wiążą tylko tych, którzy w nie wierzą”. A więc w kampanii wyborczej można obiecywać co ślina na język przyniesie, bo przecież po wygranych wyborach, jeżeli ma się takie podejście do deklaracji wyborczych, to wiadomo, że nie będzie się ich realizować.

 

  1. Przypomnijmy także, że w połowie listopada poprzedniego roku podczas pierwszego posiedzenia Sejmu X kadencji prezydent Andrzej Duda wygłosił tradycyjne orędzie i zwrócił się do tworzącej się wówczas nowej większości sejmowej, że powinna pamiętać o realizacji obietnic wyborczych, które złożyli w kampanii wyborczej. Prezydent podkreślił wtedy, że po 8 latach rządów Zjednoczonej Prawicy, duża cześć wyborców zupełnie inaczej podchodzi do obietnic wyborczych składanych przez partie polityczne, ponieważ wie, że mogą i powinny być one realizowane. Wówczas siedzący w pierwszym rzędzie sejmowych ław, posłowie Marcin Kierwiński, Donald Tusk i Borys Budka, teraz już premier i dwaj jego ważni ministrowie, zaczęli się wręcz ostentacyjnie śmiać. Już wtedy nie wróżyło to najlepiej obietnicom wyborczym złożonym przez Platformę, a było ich naprawdę sporo, a niektóre z nich uważane są wręcz za sztandarowe, jak wprowadzenie 60 tysięcznej kwoty wolnej od podatku PIT. Najprawdopodobniej ci trzej czołowi politycy Platformy, śmiejąc się na sali sejmowej, przypomnieli sobie co mówili o obietnicach wyborczych, Sikorski i Rostowski po ponad 7 latach rządów PO-PSL w 2014 roku.

 

  1. Wraz ze zbliżaniem się terminu 100 dni rządzenia Donalda Tuska coraz częściej pojawiają coraz bardziej „ciekawe” wyjaśnienia jak politycy Platformy rozumieją zapewnienia realizacji programu „100 konkretów na 100 dni rządzenia. Objaśnił to w jednym z programów publicystycznych, senator tej partii Adam Szejnfeld, który stwierdził, że w zapowiadanym programie, chodziło o 100 konkretów w ciągu 100, ale wcale nie po sobie następujących dni, a więc może to być 100 dni w ciągu  całej kadencji, a być może i kolejnej. Co więcej  wypowiadając te słowa senator Szejnfeld, jedną ręką kręcił przy swojej głowie wymowne kółka, co miało sugerować, że jeżeli ktoś uwierzył, że chodziło o 100 konkretów w pierwsze 100 dni rządzenia, to musiał być niespełna rozumu. Zdaje się, że tych którzy uwierzyli Tuskowi i jego partyjnym kolegom w ubiegłorocznej kampanii wyborczej, było ładnych parę milionów, więc senator Szejnfeld, sugerujący, że to ludzie niespełna rozumu, potwornie zaryzykował, tak traktując zwolenników swojego ugrupowania.

 

5. Jeżeli już dziennikarze i wyborcy zaczną rozliczać obietnice wyborcze to wtedy będzie się tłumaczyło, że chodziło  o ich realizację przez całą albo nawet dwie kadencje, a spoty wyborcze gdzie zostały one zawarte zwyczajnie się skasuje ( tak zrobiono ze spotem o 60 tysięcznej  kwocie wolnej od PIT, czy spot o największej ilości ministrów i wiceministrów w rządzie). A tych, którzy dalej będą się upierać, że jednak chodziło o „100 konkretów w pierwsze 100 dni rządzenia” określi się mianem niespełna rozumu, jak to „subtelnie” zrobił senator  Adam Szejnfeld. Można też bezczelnie tak jak premier Tusk powiedzieć, że „ja też na to czekam” na zobowiązanie w sprawie paliwa po 5,19 zł, w sytuacji kiedy się to po wielokroć zapowiadało tuz po zwycięstwie wyborczym.