Tusk „kanibalizując” wyborców TD i Lewicy w wyborach do PE, spowodował kryzys w rządzie

  1. W ostatnich tygodniach kampanii do Parlamentu Europejskiego, chcąc wręcz za wszelką cenę osiągnąć zwycięstwo nad Prawem i Sprawiedliwością, Donald Tusk zdecydował się mocno zaatakować Trzecią Drogę i jej liderów Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka- Kamysza. Wykorzystano do tego „odkrycie” dokonane przez dziennikarzy portalu Onet.pl, że dwa miesiące wcześniej (pod koniec marca), podczas szturmu nielegalnych imigrantów na granicy białorusko -polskiej, żołnierze oddali strzały ostrzegawcze, a w konsekwencji trzech z nich zostało skutych kajdankami i zatrzymanych przez Żandarmerię Wojskową. Prokuratura wojskowa wszczęła w tej sprawie postępowanie przygotowawcze, a żołnierze wprawdzie zostali zwolnieni z aresztu, ale są zawieszeni w wykonywaniu swoich obowiązków i mają obniżone o 50% wynagrodzenia. Minister Kosiniak -Kamysz miał wprawdzie wiedzieć o tym wydarzeniu, ale nie znał szczegółów postępowania, więc został wezwany „na dywanik” do premiera razem z ministrem sprawiedliwości i z komunikatu wynikało, że rozmowa nie należała do przyjemnych.

 

  1. Na to nałożył się jeszcze, tuż przed ciszą wybiorcza, komunikat o śmierci polskiego żołnierza, który kilkanaście dni wcześniej został ugodzony nożem przez nielegalnego imigranta na tamtym odcinku granicy, gdzie wcześniej doszło do incydentu ze strzelaniem. W mediach pojawiły się mocne sugestie, że to tego ataku by nie doszło, gdyby nie wcześniejszy incydent z aresztowaniem żołnierzy oddających strzały ostrzegawcze, bowiem po nim, żołnierze zaczęli bać się używać broni. Wszystko to niewątpliwie wywarło negatywny wpływ na notowania Trzeciej Drogi, część jej wyborców zdecydowała się głosować na Platformę, inna na nie wzięcie udziału w wyborach, stąd wynik zaledwie 6,9%, który dał tej koalicji zaledwie 3 mandaty do PE. Powszechnie wynik ten uznawany jest za klęskę, a wielu dziennikarzy nawet sympatyzujących z obecną koalicją rządzącą, wprost pisze, że Tusk już od jakiegoś czasu „kanibalizuje” zarówno Trzecią Drogę jak i Lewicę, a w końcówce kampanii do PE, proces ten znacząco przyśpieszył.

 

  1. Wszystko więc wskazuje na to ,że wprawdzie Tusk osiągnął sukces o którym marzył, po raz pierwszy od 10 lat wygrał wybory z Prawem i Sprawiedliwością, ale jest to zwycięstwo zaledwie o 0,9 pkt procentowego i niewiele ponad 100 tysięcy głosów, a więc o przysłowiowy włos. Ale ten „zamach” na wyborców Trzeciej Drogi, przecież nie uszedł uwadze jej liderów i teraz rządzenie będzie znacznie trudniejsze, zwłaszcza że w PSL-u zaledwie parę godzin po ogłoszeniu wyników wyborów do PE, pojawiły się mocne głosy krytyczne. Ich głównym wyrazicielem stał się marszałek senior, poseł Marek Sawicki ,który w wywiadzie dla Wirtualnej Polski stwierdził „ Jeśli Trzecia Droga jasno nie postawi sprawy, że mamy rząd koalicyjny, a nie rząd Donalda Tuska, to niech się rozwiąże i zapomni o projekcie”. A więc cześć peeselowska Trzeciej Drogi, będzie domagała koalicyjnego rządzenia, na co w oczywisty sposób nie zgodzi się Donald Tusk, bo on uznaje tylko „wodzowską” formułę rządzenia, tak było czasie jego premierowania w latach 2008-2014 i widać to teraz jeszcze bardziej wyraźnie, mimo tego, że mamy do czynienia z rządem  składającym się  aż z czterech formacji.

 

  1. Pojawiły się także wypowiedzi o konieczności realizowania przez rząd także zapowiedzi programowych zarówno Ruchu Hołowni (mówił o tym przewodniczący sejmowej komisji gospodarki Ryszard Petru), a także PSL-u (znowu poseł Marek Sawicki). W podobnym duchu wypowiedział się także przewodniczący partii Razem Adrian Zandberg, że albo realizacja postulatów Lewicy przez rząd koalicyjny, albo opuszczenie koalicji rządowej. Nie jest jasne, czy w bezpośrednich rozmowach z Tuskiem, pozostali koalicyjni liderzy będą tak stanowczy jak posłowie ich klubów, ale wszystko na to wskazuje, że się zradykalizują, a to oznacza coraz większe kłopoty z rządzeniem. Zwłaszcza, że rzeczywistość będzie coraz bardziej „skrzeczeć”, o czym świadczą komunikaty ministerstwa finansów o wykonaniu budżetu w kolejnych miesiącach, z których wynika, że mówiąc tekstem Jana Vincenta Rostowskiego „ piniędzy nie ma i nie będzie”.