1. W najbliższy poniedziałek zakończy się półroczne przewodnictwo Polski w Radzie Unii Europejskiej (RUE) i nazwanie tego okresu bezobjawową prezydencją, to najłagodniejsze określenie, jakiego można w tym przypadku użyć. Mimo tego, że tuż objęciu rządów przez koalicję 13 grudnia prezydent Andrzej Duda zaproponował odbycie w jej ramach, przynajmniej dwóch posiedzeń Rady Europejskiej w Warszawie, jednego poświęconego relacjom transatlantyckim UE-USA, drugiego UE-Ukraina, to niestety, Donald Tusk świadomie nawet nie podjął dyskusji na ten temat. Głównym powodem takiego stanowiska Tuska, do czego przyznali się jego najbliżsi współpracownicy, było niedopuszczenie do sytuacji, w których takim szczytom, jako gospodarz, przewodziłby prezydent Andrzej Duda.
2. W tej sytuacji na inaugurację naszej prezydencji zorganizowano w Warszawie tylko koncert w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej i nawet to wydarzenie było realizowane w pośpiechu, o czym świadczy fakt, że teatr był rezerwowany na to wydarzenie, już po tym jak sprzedano bilety na sztukę repertuarową i w związku z tym trzeba było zwracać pieniądze tym, którzy je nabyli wcześniej. Na to wydarzenie nie przybyli ani prezydenci premierzy państw członkowskich, ba nie było nawet koleżanki partyjnej Donalda Tuska, przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, jedynym gościem był przewodniczący Rady Europejskiej Portugalczyk Antonio Costa. Wszystkie posiedzenia Rady Europejskiej, a także duża część posiedzeń RUE ,czyli spotkań ministrów branżowych państw członkowskich, obywała się Brukseli, ba w związku ze swoistą abdykacją Donalda Tuska, różne spotkania nieformalne przywódców unijnych krajów, organizowali prezydent Francji, kanclerz Niemiec, a nawet będący poza Unią premier W. Brytanii.
3. Przez te 6 miesięcy prezydencji Polsce nie udało, ani doprowadzić do jakichkolwiek zmian w unijnej polityce Zielonego Ładu, czy tzw. pakcie migracyjnym, ba nawet nie spróbowano stworzyć mniejszości blokującej, aby umowa handlowa UE- Mercosur nie weszła w życie. Ba okazuje się, że podczas polskiej prezydencji w zaciszu brukselskich gabinetów wywodzący się z Polski komisarz ds. budżetu Piotr Serafin , prawa ręka Donalda Tuska, kiedy był przewodniczącym Rady, przygotował budżet na lata 2028-2034, który mocno uderzy w polskie interesy.
4.Jak wynika z przecieków z Brukseli, już 17 lipca projekt tego budżetu zostanie ujawniony i wtedy dowiemy się o wynikających z niego zagrożeniach dla Wspólnej Polityki Rolnej (WPR), a więc likwidacji oddzielnego budżetu na tę politykę, utraty jej wspólnotowego charakteru, rezygnacji z dwóch jej filarów, oraz uzależnieniu wypłat z spełnienia dodatkowych warunków nakładanych na kraje członkowskie związane z praworządnością, a być może także tzw. kamieniami milowymi. Przypomnijmy, że do tej pory budżet na WPR był wyodrębniony w ramach unijnego budżetu i podzielony na koperty narodowe, np. dla Polski od roku 2021, na ten cel było przeznaczone ok. 5 mld euro rocznie. Wypłata tych środków na dla naszego kraju, a w konsekwencji także dla rolników, nie była powiązana ze spełnianiem jakichkolwiek dodatkowych warunków, poza tymi wynikającymi z przepisów WPR, a więc były one wypłacane, mimo blokady środków dla naszego kraju z KPO, czy Funduszu Spójności.
5. Polska prezydencja to także zaawansowanie umowy handlowej UE-Ukrainą, liberalizującej handel z tym krajem, bardzo niekorzystnej dla polskiego rolnictwa, która być może wejdzie w życie jeszcze tej jesieni. Nawet to czym chwali się Donald Tusk stworzenie nowego funduszu obronnego z pożyczonych na rynku 150 mld euro, być może zakończy się skandalem, ponieważ utworzono go bez udziału Parlamentu Europejskiego i w związku z tym 74 europosłów złożyło wniosek o odwołanie przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen, który gdyby okazał się skuteczny oznaczałby odwołanie pozostałych 26 komisarzy. W tej sytuacji polską prezydencję powszechnie uważa się za bezobjawową, jedyne co może dziwić, to to, że w tej sytuacji kosztowała blisko 500 mln zł, pochodzących z polskich budżetów, zarówno z tego ubiegłorocznego jak i tegorocznego.