Mój 13 grudnia 1981 roku

1. Na początku lat 80-tych tuż po skończeniu studiów rozpocząłem swoją pierwszą pracę jako pracownik naukowy nowo powstałego Instytutu Ubezpieczeń i Prewencji, będącego częścią ówczesnej Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Radomiu (obecnie Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny).

Pracownicy Instytutu w większości byli młodymi ludźmi bezpośrednio po studiach bądź też z niewielkim stażem uczelnianym więc na jesieni 1980 roku kiedy na Uczelni powstawał Związek Zawodowy „Solidarność” większość z nas bez żadnego wahania się do niego zapisała.

Nastroje na Uczelni od początku powstania „Solidarności” były dosyć rewolucyjne, jedną z pierwszych decyzji było udzielenie wsparcia Zarządowi Regionu w sprawie upamiętnienia robotników skrzywdzonych przez władzę po pamiętnym radomskim proteście z czerwca 1976 roku, o czym władze województwa nie chciały wręcz słyszeć.

2. Później spory z ówczesnymi odpowiedzialnymi za szkolnictwo wyższe, dotyczyły wyboru rektora radomskiej Uczelni bowiem wiosną 1981 roku zmieniono tak ordynację wyborczą, że faworyzowała ona dotychczasowego rektora pułkownika prof. Michała Hebdę.

Spór o zmianę ordynacji dotyczącej wyboru rektora spowodował protesty uczelnianej „Solidarności” i Niezależnego Związku Studentów (NZS), co zaowocowało usunięciem z Senatu Uczelni przedstawicieli obydwu organizacji.

Mimo bojkotu wyborów rektora przez „Solidarność” i NZS, pozostali członkowie Senatu dokonali wyboru prof. Hebdy na rektora, a ówczesny minister szkolnictwa wyższego ten wybór zatwierdził.

W tej sytuacji organizacja uczelniana Solidarności ogłosiła 17 października pogotowie strajkowe na Uczelni, a ponieważ nie było żadnej reakcji ówczesnych władz, 24 października także strajk okupacyjny, który rozpoczął się 26 października.

3. Uczestniczyłem w tym strajku przez 49 długich dni i nocy razem z 16 koleżankami i kolegami z mojego Instytutu, w sumie strajkowało kilkaset osób w tym także przedstawiciele innych uczelni z kraju w ramach tzw. strajków wspierających.

Później miało się okazać, że był to najdłuższy strajk w Polsce, zresztą stał się on początkiem protestów w całym środowisku akademickim w Polsce i to właśnie w Radomiu Ogólnopolski Komitet Strajkowy Uczelni Wyższych prowadził rozmowy z ówczesnymi rządzącymi w sprawie reformy szkolnictwa wyższego.

Kiedy pod koniec listopada zaczęliśmy się już przygotowywać do spędzenia na strajku Świąt Bożego Narodzenia, okazało się, że generał Jaruzelski i Biuro Polityczne PZPR idą szybkimi krokami w stronę rozwiązań siłowych w Polsce.

W dniu 2 grudnia dokonano pacyfikacji strajku studentów i pracowników w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie, a do widowiskowej akcji pokazywanej w telewizji użyto śmigłowców i specjalnych oddziałów ZOMO.

To był sygnał, że i protest na Uczelni w Radomiu może się skończyć podobnie, stąd całonocne dyżury strajkujących, wsparcie logistyczne i osobowe jakiego udzielił nam zarząd regionu „Ziemia Radomska” i tak dotrwaliśmy do nocy z 12 na 13 grudnia.

4. Dzięki specjalnej łączności kolejowej dowiedzieliśmy się, że już w nocy dokonano aresztowań działaczy robotniczej „Solidarności”, a biura Zarządu Regionu „Solidarności” w Radomiu, zostały sforsowane siłowo (siekierami rozbijano drzwi do poszczególnych pomieszczeń).

Spodziewaliśmy się ataku już w nocy ale oficerowie Wojska Polskiego (nie milicji) weszli na Uczelnię dopiero po porannym wystąpieniu generała Jaruzelskiego w telewizji, podczas którego ogłosił stan wojenny.

Wszystkich strajkujących zebrano w sali gimnastycznej i w naszej obecności odbywały się negocjacje z oficerami wojska o zakończeniu strajku i opuszczeniu budynków uczelni.

Mimo napiętej sytuacji, negocjacje trwały do późnego wieczora, wojsko zgodziło się jednak na przeprowadzenie szybkiej inwentaryzacji budynków i sprzętu, kierownictwo strajku uzyskało w ten sposób potwierdzenie, że nic nie zostało zniszczone, nie ma żadnych braków sprzętu (chodziło głównie o poligrafię, która na uczelni była rozbudowana) i późnym wieczorem rozwieziono nas autobusami do domów (ze względu na trwającą już wówczas godzinę milicyjną).

Represje przyszły dopiero później, między innymi dopiero w 1989 roku uzyskałem możliwość prowadzenia zajęć ze studentami, a pracy jak się po latach dowiedziałem nie straciłem tylko dlatego, że wstawił się za całą strajkującą 16 -stką, ówczesny dyrektor Instytutu prof. Jerzy  Handschke, uzasadniając, że będzie musiał rozwiązać jednostkę jeżeli wszystkich nas zwolni.